Zasiadka z tarłem w tle.

Czerwiec, początek wakacji to czas na letnie, upalne karpie. Nad wodą słoneczny skwar, niektóre zbiorniki aż gotują się od tarłowych miłosnych karpiowych wibracji. W takie dni zazwyczaj odpuszczam i robię sobie krótki urlop od łowienia…ale nie tym razem, w tym roku mój sezon pełen jest karpiowych odkryć i sprzeczności.

Obserwacja wody to zawsze podstawa, obserwujcie i analizujcie sytuacje.

Miesiące letnie, takie jak końcówka czerwca i lipiec gdy nad wodą często panuje słoneczny piekarnik, a brzegi zbiorników pełne są wszelkiej maści turystów zazwyczaj robię sobie krótką pauzę od karpiowych wypraw. Skwar jaki panuje nad wodą nie sprzyja żerowaniu karpi a także mojemu samopoczuciu, szczególnie gdy nad brzegami nie ma cienia w postaci drzew a temperatura w środku namiotu przekracza granice wytrzymania i nie pozwala na swobodne oddychanie. Często w tym okresie karpie przystępują do tarła i łowienie ich w tym czasie nie tylko jest mało skuteczne ale i w moim odczuciu moralnie nieprzyzwoite. Nie zawsze jednak mamy możliwość swobodnego wyboru daty zasiadek karpiowych, często jest to kompromis między pracą zawodową czy innymi planami i tym razem właśnie tak było. Zasiadka z racji wielu obowiązków zaplanowana była z dużym wyprzedzeniem na czerwiec i w tym właśnie miesiącu, wspólnie z rodziną i przyjaciółmi znalazłem się nad wodą.

Piękny karp z pięknej wody w czasie kiedy połowa ryb z jeziora odbywała tarło.

Woda jaką wybraliśmy na letnią, rodzinną zasiadkę nie była przypadkowa. Plany odwiedzenia tego zbiornika klarowały się już dużo wcześniej i właśnie w tym roku zapadła decyzja o wspólnym wypadzie na kameralne jezioro Kiełpin, położne w północnej Polsce w województwie zachodniopomorskim, gdzie ostatnimi czasy jestem częstym gościem. Niewielka (ok 8h) woda polodowcowa, położona pośród lasów. Gęsty, zwarty las liściasty porasta brzegi zbiornika aż do samej wody, co z racji upalnych słonecznych dni było dla nas zbawienne, drzewa zapewniały sporo cienia i można było swobodnie oddać się przyjemnej aurze panującej dookoła. Linia brzegowa jeziora usiana jest licznymi kamieniami i głazami co nadaje ciekawy klimat tej wodzie. Głębokości dochodzą do ok 5 metrów, brzeg porasta trzcina, w zatokach występują grążele. Woda w jeziorze jest czysta o lekkim brązowawym zabarwieniu. Tak wygląda pokrótce sama charakterystyka wody, a karpie ? Z informacji jakie otrzymałem w jeziorze pływa spora populacja karpia w przedziale 8-12kg i kilka okazów 18-20 kg ale nikt tak naprawdę nie wie do końca, jacy mieszkańcy pływają w tej wodzie i co jeszcze kryje ten stary zbiornik, co niewątpliwie nadaje temu miejscu jeszcze ciekawszy klimat.

Mała zatoczka po drugiej stronie brzegu była interesująca dla karpi.

Z racji letniej pory, nasza rodzinna karpiowa przygoda przebiegała w dość spokojnej, leniwej atmosferze. Nikomu się nie śpieszyło, mieliśmy sporo czasu na realizację naszych zaplanowanych lub nie planowych połowów. Mnie przypadło stanowisko, mniej więcej pośrodku zbiornika gdzie znalazłem kilka ciekawych miejsc na położenie swoich zestawów. Moje kulki trafiły w trzy miejsca, każde miejsce charakteryzowała inna struktura dna. Z racji, iż na tej wodzie byłem po raz pierwszy i w zasadzie żerowanie i bytowanie karpi było dla mnie wielką niewiadomą, próbowałem odkryć podwodne tajemnice i zachowania ryb. Swoją zanętę i zestawy kładłem w trzy różne miejsca: na głębokim mule w zatoce, na kamienistej podwodnej rafie i przy grążelach na cypelku zaraz u wyjścia z zatoki. Trzy miejsca, każde inne, każde z nadzieją na spotkanie z kiełpińskimi karpiami, po pierwszym wywiezieniu zestawów pozostało oczekiwać i obserwować wodę. Już pierwsza doba zaskoczyła mnie pozytywnie, na mojej macie wylądowały dwa karpie w przedziale 10-12kg co rokowało dobre żerowanie. Nie nastawiałem się jednak na ilość złowionych karpi, raczej interesowały mnie te największe, najbardziej cwane, stare karpie z tej wody. Ośmiodniowy letni urlop na tym zbiornikiem, dawał realne szanse na dostanie się do tych starych ryb. Martwiła mnie tylko temperatura wody i to, że karpie w każdej chwili mogły zacząć tarłowe harce. Pierwsza doba tego nie potwierdziła.

Niewielki, za to w jakim otoczeniu!

Taktyka na dobranie się to starych ryb była dość prosta, zanęta opierała się jedynie na 20mm kulkach, jej ilość była niewielka tak aby nie ściągać mniejszych ryb w moje miejscówki. Na zestawie bałwanek z dwóch kulek tonących, bez użycia kulek pływających, bez dipowania, zalewania, bez ziaren i zero peletów. To było celowe i przemyślane. Woda jest niewielka więc nie ma sensu dużo sypać i robić szum który ściągnie maluchy, kulki tylko tonące więc mogą zainteresować tylko żerujące karpie, rozmiar w bałwanku teoretycznie przeciwdziałał braniu drobnicy, bez dopalania i użycia pływaczków co zaciekawiło by mniejsze sztuki. Taka była moje teoria i taktyka na letnie karpie z tej wody. Czy okazała się skuteczna ? No cóż, po części tak !

Kolejny mieszkaniec małej zatoczki.

A czemu tylko po części, otóż łowienie karpi wcale nie jest takie proste i tak dobrze nigdy nie ma jak sobie wymarzymy w naszej taktyce. Wiele czynników wpływa na efekt końcowy naszych starań, niektórych z nich nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tym razem moje przypuszczenia się sprawdziły i karpie po trzeciej dobie naszej zasiadki, raczej były zainteresowane sobą niż naszymi zestawami. Odgłosy miłosnych przewalanek na płyciznach słychać było bardzo intensywnie. Swoją droga to dość spektakularne i widowiskowe zjawisko. Nam pozostało oczekiwać na rozwój wydarzeń, wtopić się w otoczenie i odpoczywać w promieniach letniego słońca. Oczywiście nie wszystkie karpie trą się w jednym czasie w jednej wodzie, dlatego taktyka po części okazała się skuteczna. Udało mi się nie sprowadzić drobnych karpi czy leszczy w obręb moich zestawów, a wiem o tym ponieważ koledzy łowiący nieopodal, mieli sporo brań leszcza. Także same karpie były nie najmniejszych rozmiarów. Na macie wylądowało ostatecznie 9 karpi w przedziale 9-12 kg w tym rodzynek o wadze ponad 16 kg co było już spełnieniem mojej zaplanowanej taktyki, czyli złowieniem przynajmniej jednego karpia 15+ z Kiełpina. Takie małe sukcesy bardzo cieszą i motywują, są też realne do spełnienia, jeśli tylko nie postawimy sobie niepotrzebnie poprzeczki zbyt wysoko, wówczas nasze efekty będą nas zawsze satysfakcjonowały a karpiowanie zawsze będzie sprawiało radość, czy to podczas ekstremalnie trudnych zasiadek, czy to podczas takich letnich, leniwych, wypadów rodzinnych jak ta. Łowisko Przystanek Kiełpin oceniam bardzo pozytywnie z racji ciszy i spokoju panującego na tej wodzie, mimo wakacyjnej pory, a na rodzinną zasiadkę na pewno tam jeszcze wrócimy.

tekst i foto: Przemysław Pająk


Dodaj komentarz