Trudna sztuka nęcenia.

Temat, który chcę poruszyć w tym artykule to podstawowe zagadnienie, nierozerwalnie związane z łowieniem dużych ryb, odgrywające kluczową rolę, wpływające na nasze efekty, lub ich brak – zanęcanie. Co zrobić lub czego nie robić, aby nasze nęcenie było efektywne i skuteczne.

Jakość zanęty ma dla mnie większe znaczenie niż jej ilość.

Nęcenie ryb, wbrew pozorom, to trudna sztuka przyzwyczajania lub szybkiego ściągnięcia karpi w obszar naszego zestawu. Przeanalizujmy więc na przykładach, jak maksymalnie wykorzystać siłę wabienia naszej zanęty i jak nie zepsuć sobie łowiska przez nieumiejętne zanęcanie. Pracując w branży wędkarskiej wielokrotnie spotykam się z pytaniem nawiązującym tylko do zapachu zanęty. Nadmierną uwagę wielu wędkarzy skupia na samym smaku lub firmie, która produkuje daną zanętę. Oczywiście sama mieszanka i jej skład, świeżość to istotna kwestia, ale czynników, które decydują czy dana zanęta będzie skuteczna w danej sytuacji, jest znacznie więcej i są one ważniejsze niż sam zapach mieszanki. Poza aspektami smakowymi, musimy dobrać odpowiednią frakcję do pory roku i rodzaju łowiska, przygotować odpowiednią porcję i, co najważniejsze, umieścić zanętę we właściwym miejscu. Trzeba też rozgraniczyć sposoby i techniki samego nęcenia na te mające na celu przyzwyczaić ryby do danego miejsca i pokarmu i na te, które mają nam szybko ściągnąć karpie w łowisko i jednocześnie ich nie nasycić. Jest jeszcze inny rodzaj nęcenia, jaki wykorzystujemy na zawodach, ale tym tematem zajmiemy się w odrębnym artykule.

Wybór odpowiedniej zanęty – czynniki decydujące

Rzeka Odra i wielotygodniowe sypanie, jednorazowe porcje to średnio 15 kg kukurydzy.

Na naszym rynku wybór zanęt jest imponujący, półki sklepów uginają się pod ich ciężarem i co rok niemalże każda firma zajmująca się wędkarską spożywką, wprowadza na rynek coraz to nowsze mieszanki. Trzeba też nadmienić, że jakość tych zanęt, szczególnie wytwarzana u naszych rodzimych producentów, jest naprawdę dobrej jakości. Coraz więcej producentów skłania się do użycia w swoich mieszankach dodatków naturalnych jak zioła, zmniejszając tym w składzie użycie sztucznych aromatów czy barwników. Pisząc zanęta, mam na myśli wszelkie produkty, które służą nam do zwabienia ryb, zanęty sypkie, pellety, kulki, czy ziarna i wszelkie zalewy stosowane do ich dopalania. Taką zanętę możemy również wykonać samemu i wielu karpiarzy tak właśnie robi. Komponenty do przygotowania własnych mieszanek są łatwo dostępne, mamy do wyboru ogromne ilości ziaren, mączek i wszelkiej maści dodatków, z których wykonamy własną zanętę sypką czy kulki proteinowe. Co wybrać do nęcenia i jak odnaleźć się w tym gąszczu różnorodności? Jak maksymalnie wykorzystać moc zanęty? Odpowiedzi na te pytania uwarunkowane są kilkoma czynnikami, które wpływają na nasz wybór: rodzaj łowiska, głębokość, rodzaj dna, długość zasiadki, ilość ryb w danej wodzie, pora roku a także presja wędkarska na dany zbiornik oraz rodzaj i ilość naturalnego pokarmu w wodzie. I tutaj należy podkreślić, że wyżej wymienione czynniki decydują o wyborze, dlatego, aby nasze nęcenie było efektywne, musi być odpowiednio przygotowane, zatem na początku planowania polecam zdobyć jak najwięcej informacji na temat danej wody. Wszystkie te czynniki połączone w całość, pozwolą nam maksymalnie wykorzystać naszą zanętę, co przełoży się na wyniki. Oczywiście można kupić dowolną paczkę zanęty czy ziaren, pojechać nad wodę, wrzucić to wszystko mniej więc tam, gdzie zarzucimy przynętę, ale wówczas nasze wyniki będą raczej dziełem przypadku i nie będzie mowy o regularności łowienia dużych ryb.

Pora roku – czyli jak nęcić w danym okresie

Materiały rozpuszczalne PVA to jeden z najskuteczniejszych sposobów podania punktowego niewielkiej ilości zanęty.

Wczesna wiosna to domena drobnych frakcji zarówno w przynęcie i zanęcie. Na początku sezonu w wodzie jest mało pokarmu naturalnego, na dnie ryby w tym okresie zbierają drobną larwę ochotki i nęcenie w tym czasie grubymi składnikami może nawet odstraszyć słabo wówczas żerujące ryby a na pewno w szybkim tempie ja nasyci. Wielokrotnie spotykałem wędkarzy sypiących kilogramy ziaren kukurydzy w miesiącach wczesnowiosennych, w których karpie w ogóle nie są zainteresowane takim pożywieniem. Zasypywanie coraz to większymi dawkami swojego łowiska to błąd i skazujemy się na niepowodzenie. Pamiętać należy, że wiosna w początkowym okresie to trudny okres, w którym tak naprawdę ciężko jest zanęcić karpie, ponieważ one dopiero budzą się z letargu zimowego, nie przeszukują hektarów wody w poszukiwaniu pokarmu, są bardzo chimeryczne, dlatego w tym okresie szczególną uwagę przywiązuję do frakcji, ilości i jakości zanęty. Jej smak to sprawa drugorzędna – moja teoria nieco różni się od tych, które spotykamy na łamach wszelkich wydawnictw mówiących o stosowaniu wówczas delikatnych aromatów. Osobiście zaobserwowałem coś zupełnie odwrotnego, wczesną wiosną doskonale sprawdzały mi się przynęty i zanęty o bardzo intensywnym aromacie. Prym jak co roku na wiosnę wiedzie czosnek, na który ryby bardzo reagują, jednak dawki zanęty o tej porze roku to garstka pokruszonych kulek i pellety w materiałach PVA, a nie wiadro kukurydzy zalanej boosterem czosnkowym – ot taka mała, ale istotna różnica. Gdy wiosna na dobre zagości pod wodą, czyli jej temperatura wrośnie powyżej 12 stopni, karpie z dużą intensywnością zaczynają pobierać pokarm, przeszukują coraz to większy areał wody. Wówczas moja zanęta opiera się na pelletach w rozmiarach od 4 do 12mm plus kulki w rozmiarze 16mm. Pellety intensywnie pracują wabiąc ryby w łowisko a kulki zatrzymują je na dłużej. Wszystko też zależne jest od czynników, jakie wymieniłem powyżej, więc zawsze dobieram taktykę nęcenia do warunków nad wodą. Na głębokiej żwirowni nieco kiepskim pomysłem jest sypanie pelletu 4mm przy głębokości wody dochodzącej do 8 metrów, wówczas 12-16 mm to minimum, ale już na płytszym stawie fajnie sprawdzi nam się właśnie ta czwóreczka rozsypana szeroko z dodatkiem kulek. Drobnica zwabiona pelletem może dać sygnał karpiom o pożywieniu a te na naszej stołówce znajdą kulki.

Modele mają swoich zwolenników i przeciwników, jednak to pomocne narzędzie do podania zanęty punktowo, idealnie na zestaw, nawet w większej ilości.

Nieco inaczej podchodzimy do zanęcania latem. O tej porze roku z powodzeniem sypiemy duże kule 20 mm a nasze pellety maja średnicę ponad 12mm, ale nie jest to reguła. Wszystko zależy od intensywności żerowania ryb w wodzie i od tego czy nasza zanęta znika z dna, a także od tego czy wybieramy się na długą zasiadkę, czyli pond 5 dni, czy też może planujemy tylko krótki weekend. Co do znikania zanęty z dna, to jedyną możliwość sprawdzenia daje kamera podwodna lub sprawdzenie naocznie ze środka pływającego. Na płytkiej wodzie przy dobrej przejrzystości można dostrzec kulki czy ziarna na dnie. Jeśli zanęta znika, mamy pewność, że nasza miejscówka żyje i wówczas śmiało dosypujemy, jeśli natomiast widać, że zanęta zalega, wtedy wiadomo, że ryba się nie pojawia w naszym miejscu. Co wtedy zrobić? Powody mogą być dwa, źle wytypowane miejsce i trzeba je zmienić lub po prostu ryba nie żeruje w tym okresie, na przykład przez panujące upały, co nie oznacza, że nie odwiedzi w końcu naszej miejscówki, ale w takim okresie przestajemy dosypywać.

Rzeka Odra, tutaj zanęcanie to klucz do sukcesów. To jedyna woda gdzie, poza jakością, decyduje ilość i wielkość frakcji zanęty.

Wczesna jesień to domena „tłustego żarcia” dla karpi i tutaj z kolei nęcimy na grubo, jednak znów zależnie od wody i temperatury. Karpie o tej porze intensywnie żerują i zbierają zapas tłuszczu na zimowe spowolnienie. Zaobserwowałem, że o tej porze roku, gdy karpie są na intensywnym żerowaniu, ilość zanęty sypanej jest największa. Jeśli tylko mam regularne brania, dosypuję duże ilości za każdym razem, gdy wywożę zestaw lub wyjmę rybę. Jesienią jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przenęcić łowiska. Tutaj ważną kwestią jest przede wszystkim umiejętne odnalezienie ryb. W miarę upływu czasu i nastania niskich temperatur, intensywność żerowania spada, wtedy znów ograniczam porcję, uzależniając ją od ilości brań. Łowiąc jesienią wybieram raczej większe i głębsze zbiorniki, gdzie karpie żerują dopóki wodę nie skuje lód. Karpie oczywiście żerują i pod lodem, ale wówczas daję im swój niepisany okres ochronny.

Ilość zanęty i miejsce jej podania – bardzo istotna kwestia

W każdej wodzie w zależności od czynników nęcimy nieco inaczej, dostosowujemy ilość zanęty do pory roku, głębokości, ilości ryb w łowisku, temperatury, wszystko zawsze analizujemy.

Bez nęcenia nie ma łowienia – takie hasła pojawiają się często w różnych publikacjach wędkarskich i racja, nęcenie odkrywa kluczową rolę i bezpośrednio przekłada się na wyniki, szczególnie na dużych wodach, gdzie areał zbiornika zmniejsza szansę na znalezienie ryb. No dobrze, ale ile sypać i gdzie? Ilość zanęty uwarunkujmy porą roku i wielkością wody, w jakiej przyjdzie nam łowić. Na płytkim stawie trzyhektarowym nie ma sensu sypanie dziesiątek kilogramów zanęty, czy to dywanowo czy punktowo, na małych wodach sypiemy niedużo. Ktoś zapyta: no dobrze, ale co to znaczy „niedużo”? Niedużo, czyli z umiarem, lepiej jest wrzucić małą porcję i częściej, a nie wszystko na raz i usypać górkę z zanęty, która przyniesie odwrotny skutek od zamierzonego. Można obrać zasadę, że czym mniejsza i zimniejsza woda, tym mniej i bardziej punktowo, a w najmniejszych oczkach wystarczy czasem tylko PVA z porcją zanęty. Inaczej wygląda to przy nęceniu amurów, ale to zupełnie inny temat, który w tym artykule ominę. Wracając do zbiorników wielohektarowych, sypiemy zależnie od tego, jaki chcemy osiągnąć efekt, czy chcemy stale przyzwyczajać ryby do jednego, przez nas wcześniej wytypowanego, miejsca, czy raczej pojawiamy się na wodzie okazyjnie na krótkie zasiadki. Jedno jest niezmienne – niezależnie od tego czy nęcimy dywanowo czy punktowo, czy nęcimy długotrwale czy też jednorazowo, nasze miejsce nęcenia musi być wcześniej przez nas dobrane i zbadane. Co to oznacza? Oznacza to, że sypanie byle gdzie, bez wcześniejszego rozpoznania wody, głębokości i rodzaju dna, nie ma sensu. Są to podstawowe kryteria decydujące o rozpoczęciu nęcenia. Na nic się zda nawet najlepsza zanęta czy przynęta, jeżeli w naszym łowisku nie pojawią się karpie, nęcąc na „ślepo” powiększamy szansę niepowodzenia. Ktoś może stwierdzić: ale przecież po to nęcimy, aby karpie się pojawiły. Dokładnie tak, ale jeśli wcześniej nie zbadamy dna, może się okazać, że wrzucamy do wody kilogramy zanęt na dywan gęstej roślinności, gdzie nasz zestaw po prostu zniknie, lub na połać dna o niskiej zawartości tlenu, które ryby omijają, albo na głębokości, których karpie w ogóle nie odwiedzają. A więc przed nęceniem obowiązkowo badamy dno a dopiero potem zastanawiamy się jaką zanętę, o jakim smaku i jakiej firmy wybrać.

Przemyślane taktyka i odpowiednia zanęta przyniosła efekt!

Przypominają mi się czasy kiedy to na pewnej żwirowni, gdzie nie było praktycznie żadnej presji wędkarskiej, miałem przyjemność przez kilka lat testować skuteczność zanęt i przynęt. Karpie wówczas nie znały smaków pelletów czy kulek, to było niesamowite pole doświadczalne, ponieważ ryby żerowały zupełnie na dziko, miały swoje naturalne, stałe trasy żerowe i trudno było je zachęcić do zbierania kulek. Wówczas każda zasiadka musiała być poprzedzona wstępnym dwu-trzykrotnym nęceniem, ale jak już karpie posmakowały karpiowej kuchni to brania były nieustanne. Satysfakcja z takiego nęcenia naprawdę ogromna. Nie była to ostatnia tego typu woda, z racji tego, że najbardziej lubię odkrywać nowe wody i szukam takich perełek. Moje ostatnie nęcenie również odbywało się na wodzie, która od kilku lat nie była poddana żadnej presji, karpie wpuszczone tam od kroczka rosły na naturalnym pokarmie.

Niewielka porcja zanęty podana w PVA to najlepszy sposób nęcenia punktowego.

Nęcenie rozpocząłem od drobnych pelletów z dodatkiem kulek, z upływem czasu porcja kulek zwiększała się. Efekty nastąpiły bardzo szybko, karpie początkowo odwiedzały miejscówkę i nieufnie podjadały, co widoczne było na wielu przejściach przez żyłkę i delikatnych pikach sygnalizatora. Z biegiem czasu posmakowały kulek i do końca zasiadki miałem regularne brania. Akurat w tym przypadku smakiem wiodących był łamaniec pomarańczy z kałamarnicą. Czy sukcesem był smak czy raczej odpowiednio dobrane miejsce i technika połowu? Skłoniłbym się do tego drugiego. Aczkolwiek nowy smak pomarańczy w wodzie, gdzie mnóstwo było naturalnego pokarmu w postaci ślimaków czy dennych larw, był czymś nowym dla ryb, czymś co próbowały z ciekawości, nie było szans na konkurowanie kulką, choćby nie wiem jak dopaloną mączkami z najwyższej półki, z tak obfitym naturalnym pokarmem występującym w tym niewielkim zbiorniku.

Garść kulek położona na nieduży dywan z drobnych pelletów. Karp ma znaleźć naszą przynętę na włosie.

Podsumowując nasze rozważania o nęceniu, dodam, że każdy ma swój ulubiony sposób nęcenia, każdy ma swoje własne teorie związane z tym zagadnieniem i zapewne każdy ma doświadczenia i przekonanie do tego, co robi na danej wodzie i o to właśnie chodzi. Istnieją podstawowe zasady, jakie są niezmienne i nie ma sensu wyważać otwartych drzwi, ale pamiętajmy tylko, aby nie kopiować utartych przekonań, nie skupiać się zbytnio na samym smaku zanęt czy przynęt, a raczej eksperymentować. Zapewne każdy sezon przyniesie nowe praktyczne doświadczenia bezpośrednio znad wody a wówczas sami będziecie mogli tworzyć własny przepis na skuteczne nęcenie, czego każdemu życzę.

tekst i foto: Przemysław Pająk


Jedna myśl na temat “Trudna sztuka nęcenia.

Dodaj komentarz