Piękny, wielohektarowy zbiornik, położony w kompleksie lasów z urozmaiconą linią brzegową. Przejrzysta, czysta woda, trzcinowiska okalające brzegi. Mnogość gatunków zwierząt zamieszkująca wodę i teren dookoła. Wszystkim zarządza i opiekuje się prywatny osoba, dookoła porządek, cisza i spokój – to jezioro polodowcowe, zwane komercją?
Słowo komercja lub dzika woda, wywołuje często w mediach społecznościowych wielkie emocje. Na hasło „dzikie karpie” odzywają się wielbiciele leśnych zapomnianych wód PZW, łowiska prywatne często nazywane są kolokwialnie „karpiowymi burdelami”, panuje opinia, iż jedyne słuszne rekordy to ryby tylko z wód PZW nazywane dzikimi, a ryby z tak zwanej komercji to raczej mięso łowione bez większego trudu. Czy to ma sens i czy tak jest w rzeczywistości ? Niestety nader często, osoby biorące udział w tych barwnych dywagacjach nigdy nie uświadczyły przyjemności lub nie przyjemności pobytu nad prywatną wodą, lub odwrotnie. Karpiowe fora pełne są wszelakich opinii także tych skrajnych, wywołujących negatywne emocje. Dzieli się wody na komercyjne i na te „dzikie”. Czy taki prosty podział to słuszna idea ? Czy potrzebne są nam wędkarskie podziały, które tak naprawdę oddalają nas od sedna czyli przyjemności wędkowania, oddawania się swojej pasji bez zbędnej ideologii?
Wpis ten poświęcam temu zagadnieniu nie bez powodu. Od razu zaznaczę, iż nie jestem zwolennikiem połowu nad jedynymi słusznymi wodami czy to prywatnymi, komercyjnymi czy wodami należącymi do areału wód PZW. Łowię ryby wszędzie tam, gdzie w danej chwili mam na to ochotę, czas i gdzie najbardziej mi to odpowiada. Osobiście nie dzielę wód na „dzikie” i „komercyjne” a te zbędne sztuczne podziały, moim zdaniem wpływają negatywnie na całe środowisko karpiarzy w Polsce. A dlaczego tak uważam? Otóż dzielenie wody według jednego kryterium, bez czynników wpływających na charakter danego zbiornika jest zbyt ograniczony a temat jest o wiele bardziej złożony.
Co mam na myśli mówiąc o kryteriach ? Według ogólnego podziału jakie możemy zaobserwować w wielu wypowiedziach wędkarzy istnieją dwa typy wód, wody komercyjne lub dzikie. Od razu można zdementować istnienie tych drugich – otóż w dzisiejszym świecie nie ma pojęcia „niczyjej”, dzikiej wody, leżącej na niczyim terenie pozostawionej bez ingerencji człowieka. Na początku należy zdefiniować jedno zasadnicze zagadnienie – każdy ciek, strumyk, bagno czy jezioro, leży na terenie które do kogoś należy, czy to prywatnym zarządzanym przez prywatny podmiot, spółkę, stowarzyszenie czy to państwowym należącym do gminy czy innej administracji. W każdym zbiorniku zarządzanym przez dany podmiot występuje jakaś, mniejsza lub większa ingerencja człowieka, czy to wynikająca z przepisów ustawy czy to z powodu prowadzonej tam gospodarki rybacko-wędkarskiej, turystycznej czy też w powodu ochrony tejże wody. I samo to, mówi nam, iż wody „dzikie” w których nie odbywa się żadna ludzka ingerencja nie występują. Tak było może i kiedyś, co najwyżej w średniowieczu, chociaż i wtedy tereny łowieckie należały do szlachty, wówczas jednak nie ingerowało się w środowisko poza jego eksploatowaniem.
Jeśli zdefiniowaliśmy już, iż nie ma dzikich wód, przejdźmy do kolejnego tematu. Zbiorniki prywatne – tutaj także należało podzielić temat na zbiorniki prywatne wykupione na własność np. razem z gruntem dookoła i zbiorniki dzierżawione przez prywatny podmiot. Wszystko to regulują dokumenty własności i tytuły prawne, ale co do gospodarki wodnej, niezależnie od tytułu własności łączy je jedna wspólna sprawa – obowiązuje ustawa o rybactwie śródlądowym, która określa zasady i warunki ochrony, chowu, hodowli i połowu ryb w powierzchniowych wodach śródlądowych, zwanych „wodami” której to moc prawna jest wyższa, niż jakiekolwiek regulaminy. Nie wnikając tutaj w szczegóły ustawy czy też regulaminów, bo nie o tym temat, ustaliliśmy już, że zbiorniki wodne zawsze mają jakiegoś właściciela, dzierżawce czy gospodarza i każdy z tych podmiotów ingeruje w to środowisko wodne i obowiązuje go ustawa, co do której operatów musi się stosować a więc nie ma mowy o zupełnie dzikich wodach. Ułatwi nam to pogląd na wody PZW, które często mylnie nazywane są wodami dzikimi. Wody zarządzane przed podmiot jakim jest Polski Związek Wędkarski to wody w których prowadzona jest na szeroką skalę gospodarka wędkarsko-rybacka i tutaj należy podkreślić, że wbrew panującym opinią ta gospodarka zazwyczaj prowadzona jest bardzo intensywnie, najczęściej o wiele bardziej zarówno po stronie wszelkich odłowów jak i zarybień, niż na wodach prywatnych czy też gospodarowanych przez wszelkie stowarzyszenia. Corocznie wpuszcza się tam olbrzymie ilości ryb z ośrodków zarybieniowych, często własnych. Corocznie wiele ton ryb się z nich wyławia i corocznie pobiera się za to opłaty od członków i to w naprawdę imponujących kwotach, patrząc na skalę i zasięg tej organizacji. Także przepisy połowu są czasem dość restrykcyjne z wieloma zakazami. Można śmiało więc stwierdzić, że są to jedne z najbardziej komercyjnych i eksploatowanych wód. Różnica w stosunku do wody nie podlegającej pod gestię PZW, polega tylko lub aż, na jej gospodarzu. Pomijam tu kwestie właściwego lub niewłaściwego gospodarowania, to temat na zupełnie inny artykuł.
Rozkładając na czynniki pierwsze także wody prywatne zwane komercyjnymi, także należy je rozgraniczyć w zależności od ich charakteru. Co innego oferuje nam woda wykopana koparkami w polu o równym, jednolitym dnie, kwadratowym kształcie a co innego jezioro polodowcowe o bogatej faunie i florze z bardzo zróżnicowanym dnem i nieregularnym kształtem. Obydwa te zbiorniki mogą należeć zarówno do osoby prywatnej lub przez nią są dzierżawione ale także mogę leżeć w gestii i pod zarządem PZW. Na jeziorze polodowcowym może być prowadzona bardzo intensywna gospodarka i może występować olbrzymia presja wędkarska z dużą liczba zarybień a na stawie wykopanym ręką człowieka w polu, od 15 lat mogło się nic nie dziać a karpie tam występujące nigdy nie „widziały” kulek. Czy i w tym przypadku możemy mówić o podziałach: woda „dzika” czyli ta super trudna i wymagająca i „komercyjna” czyli ta łatwa? Którą wówczas nazwiemy dziką a którą komercyjną ? Obydwie wody zostały zarybione. W obydwu wodach, stopień trudności zależny jest od stopnia umiejętności każdego indywidualnie. Pytanie oczywiście retoryczne. Z obydwiema tymi typami wód miałem do czynienia i oddawałem się tam swojej pasji z różnymi efektami – kwestią osobistą jest to, jak je nazwę. Zatem możemy spotkać wody prywatne gdzie wykupuje się licencje dzienne lub wody z licencją roczną w postaci składek na rzecz organizacji zrzeszających wędkarzy o bardzo różnych charakterach, często mających bardzo dużo wspólnego lub nie mających nic wspólnego w kwestii ich zagospodarowania, poza wspomniana ustawą. Dzielenie tych wód na te lepsze i gorsze z względu na ich akt własności, to zwykłe niepotrzebne ograniczanie własnego hobby. Tym bardziej, że często na wodach prywatnych uważanych za łatwe, miałem o wiele gorsze efekty niż na wodach ogólnodostępnych. Jest też całkiem sporo wód, które należą do PZW i są lepiej zarybiane i chronione niż wody prywatne, i taka jest rzeczywistość.
Najważniejsze to czerpać niczym nie zmąconą radość z łowienia ryb, podziwiając przy tym okoliczności przyrody, nie zależnie od tego do kogo należą, kto je zarybia czy też jak się je kwalifikuje. Nie mają sensu wszelkie podziały mające tylko zdyskredytować jednych, wywyższając drugich. Życzę każdemu przyjemności z łowienia bez zbędnej filozofii i niepotrzebnych terminów, które wywołują negatywne emocje i ograniczają własny rozwój, a przecież nie o to w naszym wędkarstwie chodzi. Zatem udanego sezonu wszędzie tam, gdziekolwiek będziecie mieli ochotę i okazję po swojemu z przyjemnością i dla samego siebie, „zamoczyć kija” !
tekst i foto: Przemysław Pająk