Karpiowe emocje, wczoraj i dziś.

Jedziemy na ryby! albo może inaczej – jedziemy na karpie! Samo to hasło wywołuje niesłychane emocje wśród wszystkich zapalonych pasjonatów wędkarstwa karpiowego. Co robić, a może czego nie robić, aby zawsze towarzyszyły nam tylko pozytywne emocje przy każdej karpiowej wyprawie.

Poranek nad jeziorem polodowcowym, piękna chwila.

Wiosna to szczególny czas w każdym domu karpiarza. Jeśli zima przerwała nam na krótki okres możliwość wyjazdu nad wodę, chociaż ostatnimi laty to się rzadko zdarza, lub ilość wyjazdów na zimowe karpie z powodu pogody była mocno ograniczona, wyczuwalne są już lekko „nerwowe” ruchy w obszarze sprzętu wędkarskiego. Sprzętu poupychanego w każdy zakamarek domowych mebli lub w piwnicznych czy garażowych „wędkarskich salonach”. Zaczynamy mocno szykować się do pełni sezonu i choć dla karpiarza nie ma takiego pojęcia jak sezon, ponieważ karpie łowimy cały rok, to zdecydowanie wczesna wiosna wywołuje pozytywne podekscytowanie!

Piękny silny karp z dzikiej wody.

Bez wątpienia każda wędkarska wyprawa to moc emocji i pozytywnej atmosfery zarówno przy przygotowywaniu się do wyjazdu jak i na samej zasiadce. I właśnie o to chodzi, by czerpać radość i zadowolenie z naszego hobby. Pasja pozwala na chwilowe oderwanie się od codziennych spraw, pracy czy problemów, jakie czasem towarzyszą nam w życiu, czy to zawodowym czy też prywatnym. Wędkarstwo kojarzy nam się z czymś bardzo relaksującym, czymś błogim i spokojnym. I właśnie to jest jedno z jego wielkich atutów! Łowienie ryb to nie sport ekstremalny, nie jest to pasja niebezpieczna. Jedyne ryzyko, jakie może nam towarzyszyć przy karpiowym wyprawach, to czynniki atmosferyczne, wtedy gdy jesteśmy z dala od cywilizacji, burze bywają intensywne, więc warto odpuścić gdy wiemy, że idzie nawałnica. Co nam się jeszcze może przydarzyć? Może nas zaatakować straszny i krwiożerczy komar lub zdenerwować mysz wgryzająca się trzecią noc z rzędu w nasz namiot. I to tyle sytuacji stresowych lub powodujących niezadowolenie. No prawie…pozostaje jeszcze nasze nastawienie i nasza psychika i to jak postrzegamy wędkarstwo karpiowe, i jak je sobie sami kreujemy – a o czym dokładnie mowa? Wyjaśniam.

Sprzęt nam pomaga, jednak nie jest najważniejszy.

Gdy zacząłem swoje pierwsze próby łowienia selekcyjnego jednego gatunku ryby, w tym przypadku karpi, czyli krótko mówiąc rozpoczynała się moja karpiowa przygoda, nie było mediów społecznościowych, nie było zbyt dużo firm oferujących sprzęt karpiowy. Były to lata dziewięćdziesiąte, czyli okres, gdzie na rynku brakowało wszystkiego, kto przeżył ten rozumie. Rynek karpiowy dopiero powstawał, budowały się pierwsze kluby, stowarzyszenia, czy rozwijały firmy i media z tej branży. Byliśmy wolni od smartfonów, wolni od reklamowej nagonki czy korporacyjnych schematów. Czy byliśmy zatem czegoś pozbawieni, czy czegoś nam brakowało? Otóż nie! Wszyscy na tamten czas byliśmy szczęśliwymi wariatami, obsesyjnie zakochanymi w łowieniu karpi, spędzaliśmy mnóstwo czasu nad wodą, bezpośrednio nad wodą, nie przy ekranie komputera. Uczyliśmy się rozpoznawać wszelkie sygnały niezbędne w skutecznym łowieniu. Wszystko organoleptycznie, fizycznie, wszystko poparte doświadczeniem. Dlaczego o tym wspominam? Może trochę z sentymentu do tamtego czasu, ale nie tylko. Otóż dzisiejszy świat wygląda o wiele inaczej. Nadmienię od razu, iż nie mówię, że wszystko kiedyś było lepsze, nie w tym rzecz…nie było lepsze, było inne. Braki sprzętowe nie były komfortowe, za to ograniczony dostęp do wiedzy inicjował działanie w terenie, więc uznam to za coś, czego teraz brakuje początkującym, spędzającym za dużo czasu w sieci.

Moment największych emocji – wypuszczanie.

O tym, jak wygląda teraz wędkarstwo, nie będę się rozpisywał, każdy to widzi i nie oceniam tego negatywnie, raczej mam porównanie do tego, co było kiedyś i tylko pokolenie równe mojemu rocznikowi, potrafi również to dostrzec. Tym, którzy urodzili się trochę później, mogę doradzić, by z dużą dozą ostrożności podchodzili do wszelkich marketingowych sztuczek i aby ich wędkarstwo poprzez dążenia do nierealnych celów lub mocnego parcia na internetowy wizerunek czy też zbyt duży nacisk na wagę ryby, nie zubożyło ich karpiowej przygody i związanymi z nią pozytywnymi emocjami. Mówiąc o zbyt dużym nacisku na wagę nie mam na myśli celów, jakie sobie stawiamy, zdrowe cele nie są złe i ich realizacja rozwija nas w danej dziedzinie. Jednak zbyt duża gonitwa za tym może mieć negatywny skutek na nasze emocje, zatem jak zawsze receptą jest zdrowy rozsądek. Rozróżniłbym tu tylko osoby pracujące zawodowo w branży wędkarskiej, gdyż wymaga to działań związanych z mediami, trzeba tylko zachować do tego duży dystans, tak, aby sama pasja nie zamieniła się w obowiązek. Na swoim przykładzie powiem, że jest to jak najbardziej do wykonania bez uszczerbku na karpiowych emocjach.

Ważymy dla siebie, nie dla innych.

Czy to wskazuje, że dzisiejsze wędkarstwo jest sztuczne i zbyt skomercjalizowane? Nie do końca, wszystko zależy od tego, jak sami sobie je wykreujemy, do czego dążymy i jak sami to przeżywamy. Wędkarskie emocje towarzyszą nam zawsze, to, jakie one będą i czy przyniosą nam radość z naszej pasji, decydujemy my sami. Życzę zatem każdemu tylko pozytywnych emocji związanych z naszą pasją i by każdy wyjazd nad wodę, szczególnie ten, gdy wracamy o przysłowiowym kiju, motywował nas do kolejnego działania zawsze z pozytywnym nastawieniem.

tekst i foto: Przemysław Pająk


Jedna myśl na temat “Karpiowe emocje, wczoraj i dziś.

Skomentuj Paweł Anuluj pisanie odpowiedzi